sobota, 5 marca 2016

Rozdział 4






                                                      Muzyka






          Dolecieli. Z tego co pamiętała Hermiona wysłała swoich rodziców w okolice Sydney, nie wiedziała dokładnie gdzie, kazała im tylko uciekać jak najdalej. Odwróciła się do chłopaków, ale ich już nie było. No tak. Ron podbiegł do okna. Myślał, że zobaczy kangury. Harry pewnie jest tam gdzieś koło niego. Stwierdziła, że musi iść się trochę odświeżyć po parogodzinnym locie.
- Chłopaki chyba się nie zgubią przez 10 minut – pomyślała – no przynajmniej Harry.
          Kiedy wchodziła do łazienki, przy lustrze stały dwie dziewczyny z takim makijażem, że można by go zobaczyć nawet w nocy. Jedna ją zauważyła i spojrzała się na Hermionę z pogardą, po czym wróciła do poprawiania tapety. Czarownica poszła do toalety, a kiedy wróciła dziewczyn już nie było.
- szybko się uwinęły – cicho stwierdziła po czym przemyła twarz wodą. Po skończeniu czynności, spojrzała w lustro. Zmieniła się. Było to widoczne. Już nie miała puszyście kręconych włosów i krzywych zębów. Zaśmiała się w duchu. Krzywe zęby.
          Tak naprawdę to właśnie dzięki Malfoyowi miała je teraz równe. Malfoy. Ciekawe co teraz robi. Od ministra dowiedziała się tylko, że jego ojciec został skazany na 10 lat w Azkabanie i pozbawienie wszystkich swoich posiadłości. Nie wiedziała już co się stało z Narcyzą i jej synem. Nie przejmowała się tym za bardzo. Rodzina Malfoyów słynęła z otwartej wrogości do mugoli i czarodziei bez odpowiedniego pochodzenia. Chociaż wtedy w ich dworze Draco nie wyglądał na zachwyconego tym co się robi jego Pan. Nagle dobiegła ją straszna myśl, ona mugolaczka, próbuje wytłumaczyć Draco Malfoya, osobę której by nie polubiła nawet gdyby był ostatnim człowiekiem na świecie. Cicho westchnęła. Ze swojej torebki wyjęła tusz do rzęs z zamiarem pomalowania ich, jednak po paru nieudanych próbach zrezygnowała. Spojrzała na zegarek i z przerażeniem stwierdziła, że zostało 15 minut do odjazdu ich autobusu, a ona musi jeszcze znaleźć chłopaków. Szybko wybiegła z łazienki, potrącając przy okazji kilka kobiet wchodzących do niej. Rona znalazła przy stoliku w małej kawiarni przy terminalu.
- Ron gdzie wy byliście szukałam was – powiedziała z wyrzutem, uświadamiając sobie, że go okłamała.                    Przecież większość czasu spędziła w toalecie – gdzie jest Harry ?
- Wyluzuj kochanie, Harry kupuje nam napoje i jakieś włoskie ciastka Cansolo czy jakoś tak – wyszczerzył zęby jej chłopak.
- Cannoli – Hermiona automatycznie go poprawiła – Słuchaj, mamy 5 minut na znalezienie autobusu inaczej…
- Spokojnie w tej maszynie do mówienia powiedzieli, że nasz autobus będzie odjeżdżał za godzinę.
           Już chciała usiąść kiedy Ron pociągnął ją w swoją stronę tak, że wylądowała mu na kolanach, a on ją pocałował. Nie stawiała oporu. Lubiła to. W jej wspomnieniach nadal królowało to, kiedy Ron zaproponował jej chodzenie ze sobą. Dziewczyna nie była przygotowana na coś, tak śmiałego jego strony. Pamiętała tylko, że się popłakała, a on złapał ją za podbródek, i wyszeptał, że nigdy jej nie opuści.
Ich cudowną chwilę przerwał Harry
- Gołąbeczki nie chcę wam przeszkadzać ale mam tu trzy gorące kawy i talerzyki z ciastkami, więc nie obraziłbym się za pomoc.
           Ona tylko zerwała się z miejsca i wnet przejęła od Wybrańca połowę rzeczy.
- A więc to są te Cansole – powiedział jej ukochany, wskazując na rurki z kremem.
- Cannoli Ron – poprawili go jednocześnie , i zaczęli się śmiać. 
           Nawet nie wiedzieli z czego, śmiali się tak głośno, że siedzący obok ludzie dziwnie się na nich patrzyli. Uspokoili się dopiero, kiedy podeszła do nich kelnerka z prośbą, by mogli zachowywać się trochę ciszej. Po skończonym posiłku, udali się razem na parking busów. Jednak kiedy dotarli na miejsce ich dobry humor się skończył.
- Gdzie jest nasz autobus ?! - zaczęła się denerwować Hermiona – Przecież Ron mówił, że odjazd jest przesunięty o godzinę, która mija dopiero za 15 minut.
- Hermiono, kiedy ty byłaś nie wiadomo gdzie, pani w informacji powiedziała nam, że Autobus do                             Malbourne odjeżdża o 16:40 – zaczął tłumaczyć się Harry – Nie wiem, dlaczego go nie ma.
- Do MALBOURNE ? - Hermiona był już wściekła, przecież milion razy mówiła tym gamoniom jaki jest ich cel podróży – Przecież my musimy się dostać do Sydney.
           I nie czekając nawet na odpowiedź, wbiegła do terminalu. Zapytała się przechodzącej obok niej stewardesy, gdzie znajdzie informacje o wyjazdach autobusów i po uzyskaniu odpowiedzi udała się we wskazane miejsce. Kiedy dziewczyna dobiegła, miała już lekką zadyszkę, żałowała, że nigdy nie przykładała się do swojego wychowania fizycznego, ale teraz nie czasu na myślenie o takich rzeczach. Wydukała tylko
- Przepraszam…. Ale za ile odjeżdża kolejny … autobus do Sydney ?
- Sydney, tak ? Już sprawdzam, no więc następny będzie o 10
- Czyli za 5 godzin tak ? - odparła zrezygnowana dziewczyna, nie miała zielonego pojęcia co mają robić przez 300 minut na lotnisku.

- Nie, rano 


Hej, przepraszam , że tak dawno nie pisałam, miałam problemy z weną i czasem. Niestety nie mam go za dużo. Ale obiecuję, że od teraz rozdziały będą pojawiały się w miarę systematycznie :*

5 komentarzy:

  1. Wybacz, że piszę tutaj, ale nie zauważyłam żadnej podstrony, w której mogłabym umieścić ten komentarz.
    W swoim zgłoszeniu pominęłaś podkategorię dla Fanfiction. Proszę o umieszczenie jej.
    Pozdrawiam!
    Księga Baśni

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam ten parring <3 Na pewno będe czytała twoje rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z osobą powyżej, parring jest super. Szkoda tylko,że takie krótkie rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  4. ale się porobiło. jest ciekawie

    OdpowiedzUsuń

Layout by Alessa