sobota, 22 października 2016

Rozdział 14



        Regulus przechadzał się zamyślony po korytarzach szkoły. Nie przejmował się tym, że jest  już po północy, ani że jest w pidżamie. Chciał być sam, a w dzień by mu się to nie udało. 
         Co jakiś czas zaglądał do Mapy Huncwotów, którą zabrał Harry'emu. Szukał kuchni, chciał też ominąć Filcha. Wiedział, że przyjaciel chętnie by mu ją pożyczył, ale chciał uniknąć pytań. 
         Zbliżał się właśnie do portretu misy z owocami, kiedy usłyszał czyjeś kroki. Chłopak przestraszył się, że być może nauczyciele znają sposób na zniknięcie, nawet z magicznej kartki.  Spojrzał na plan. Natychmiast zobaczył, że ktoś idzie w jego stronę. Mały obrazek pokazywał, iż idzie w jego stronę dziewczyna. Odetchnął z ulgą, kiedy uświadomił sobie, że to nie woźny. Facet miał dziwną przypadłość do grożenia uczniom powieszeniem przy suficie.
- Koniec psot. - Wyszeptał Snape i stuknął różdżką w kartkę. Kontury mapy zniknęły, a w jego dłoni pojawił się  zwykły kawałek papieru.
         Zaczął się powoli skradać w jej stronę. Kiedy zbliżył się na według niego odpowiednią odległość, wyskoczył za rogu krzycząc:
- Bu !
         Ku jego zdziwieniu korytarz był pusty. Nigdzie nie widział dziewczyny. Już miał wyjmować mapę by sprawdzić, gdzie ona jest, gdy usłyszał głos tuż za swoimi plecami.
- Mogę wiedzieć co zamierzałeś zrobić ? - Zapytała nieznajoma.
         Regulusa przeszył dreszcz. Miała taki jedwabisty głos. Powoli się odwrócił. Zobaczył trochę niższą od siebie, brązowowłosą dziewczynę. Wpatrywała się w niego wielkimi, niebieskimi oczami. Na jej twarzy było widać rozbawienie. Tak jak chłopak miała na sobie pidżamę.
- Eee. - Tylko to był w stanie wydusić.
- Mógłbyś łaskawie zamknąć tę buzię i odpowiedzieć na moje pytanie.
- Jak ty to zrobiłaś. - Otrząsnął się Snape. 
        Zaczęła się śmiać. Miała tak zaraźliwy śmiech, że Regulus też zaczął chichotać. W końcu, dziewczyna się uspokoiła i rozłożyła ręce.
- Magia.- Powiedziała. - Chodź do kuchni, zjemy coś i może zdradzę ci parę moich sztuczek.
       Ruszyła w stronę portretu do którego chwilę wcześniej zmierzał Gryfon. Połaskotała delikatnie gruszkę, która roześmiała się i ukazała przejście za obrazem. Nieznajoma delikatnym ruchem ręki zaprosiła nastolatka do środka.
       Drzwi ledwo się za nim zamknęły, gdy na korytarz wbiegł rozeźlony Filch mówiąc do swojej kotki:
- Zaraz ich znajdziemy pani Norris, zaraz ich znajdziemy.
       Stojący za malowidłem uczniowie zaczęli się śmiać.
- Jak masz na imię ? - Zapytał Regulus. Zawstydził się, że nie zrobił tego wcześniej.
- Rey. Rey Smith mówiąc dokładniej. - Powiedziała cały czas nie spuszczając z niego wzroku.
- Czy to nie ty dołączyłaś do szkoły też na tym roku ? - Chłopak dopiero zdał sobie z tego sprawę.
- Szybko się zorientowałeś. - Zadrwiła.
- Znasz mnie ? - Zdziwił się
- Chyba wszyscy cię znają Snape. - Stwierdziła Rey. - Chociaż nie za bardzo wiem dlaczego.
- Mój tata uczył kiedyś w tej szkole. - Mruknął.
- Uczył ? - Spojrzała na niego pytająco.
- Nie żyje, od roku.- Powiedział cicho Regulus. - Zginął podczas drugiej wojny, to długa historia.
- Bardzo mi przykro, nie wiedziałam. 
- Nic się nie stało. - Zmusił się do uśmiechu. - Idziemy coś zjeść ? - Zmienił temat. - Obiecałaś, że zdradzisz mi swoje sztuczki. 
- Wcale nie obiecałam. - Oburzyła się Rey.
        Przekomarzali się tak idąc do kuchni. Regulus odkrył, że Rey miała całkiem niezłe poczucie humoru, czego nie można było powiedzieć o wszystkich Hogwartczykach.
        Kuchnia Hogwartu była zdecydowanie jednym z dziwniejszych miejsc w szkole. Tak uważał Harry. Kiedy studenci weszli do niej, Snape musiał przyznać mu rację. Po środku stało pięć dużych stołów identycznie położonych do tych, które były w Wielkiej Sali. Na suficie wisiały błyszczące, olbrzymie garnki i rondle. W samym rogu znajdywało się palenisko. 
        Zaraz po wejściu doskoczyło do nich tuzin skrzatów. Żaden nie miał powyżej metra wzrostu i wszystkie wciąż się kłaniały. Do Regulusa podeszła drobna skrzatka nieco wyższa niż reszta.
- Harry Potter sir, Mrużka myślała, że panicz Harry już nie chodzi do tej szkoły.
        Zielonooki stłumił chichot.
- Nie Mrużko, nie jestem Harry, nazywam się Snape.
- Panicz Snape, Mrużka bardzo przeprasza. - Skrzatka wyczarowała patelnię i zaczęła się nią obkładać po głowie.
- Mrużko proszę przestań. - Poprosiła przestraszona Rey.- Jeszcze coś sobie zrobisz.
- Nie panienko, dobry skrzat domowy to taki skrzat, który zna imienia swoich panów. - Zapiszczała istota.- Nie dziwię się, że mój dawny pan mnie wyrzucił. - Kiedy wypowiedziała te słowa skrzatka zaczęła płakać. Inne skrzaty zaczęły ją delikatnie odciągać od gości. W końcu jeden z nich wziął Mrużkę i zaprowadził ją do jednego ze stołów.
- Proszę się nią nie przejmować sir. - Powiedziała starsza skrzatka. - Dobry skrzat to taki, który nie płaczę przy swoich panach. - Spojrzała z pogardą na Mrużkę.
- Czy panienka sobie czegoś życzy ?- Inna skrzatka zwróciła się do Rey.
- Tak poproszę herbatę, a ty ? - Zapytała Regulusa.
- Ja też. - Odpowiedział chłopak. - Chodź. - Pociągnął dziewczynę za rękę i poprowadził ku stołowi, przy którym siedziała zapłakana Mrużka.
- Mrużko dlaczego, tak się zasmuciłaś na myśl o...- Szukał dobrego słowa, by ponownie nie wprowadzić skrzatki w stan ciężkiej depresji.
- Mój, mój pan Bartolomeusz on mnie wyrzucił za to, że ja nie przypilnowałam jego syna. - Chlipała Mrużka. - U niego pracowała moja babka i matka, a mnie złego skrzata wyrzucił. - Wpadła z powrotem w histerię. Jakiś skrzat podszedł do niej i dał jej butelkę z napojem. Kiedy tylko to wypiła zaczęła się stopniowo uspokajać.
- Co jej takiego dałeś ? - Zapytał Regulus .- Jeszcze przed chwilą płakała.
- Piwo kremowe sir.
- Przecież ono jest bardzo słabe. - Zdziwiła się Rey.
- Dla nas jest bardzo mocne panienko. - Odrzekł skrzat. - Ona zaraz zaśnie.
         Snape spojrzał na skrzatkę. Zaszklone oczy. brudna przepaska biodrowa i tępy wyraz twarzy. Wyglądała żałośnie. Chciał już odejść, kiedy przypomniał sobie o jednej rzeczy.
- Mrużko, nazwałaś mnie Harrym, dlaczego ? - Zapytał.
- Mrużka się hik pomyliła paniczu, panicz ma takie hik takie same oczy i włosy jak panicz Harry. - Odpowiedziała słaniająca się już na nogach skrzatka.
- Herbata sir.
- Dziękuje ci. - Rey uśmiechnęła się do skrzata, który przyniósł im napój.
- Dobrze byłoby hik gdybyście już poszli paniczu. - Wymamrotała Mrużka. - Skrzaty się hik niecierpliwią.
          Rey pociągnęła delikatnie Regulusa za ramię. Powoli wycofali się z kuchni.
- To jest nienormalne. - Powiedziała dziewczyna. - Przecież jeżeli ona ma często takie ataki, zapiją ją na śmierć.
- Masz rację. - Przytaknął Regulus.
          Zapanowała między nimi niezręczna cisza. Nikt nie wiedział co ma powiedzieć. Szli pijąc herbatę ze swoich kubków
           Nagle za korytarza wyszła pani Norris. Spojrzała na nich swoimi żółtymi ślepiami i uciekła w tylko sobie znanym kierunku.
- Muszę iść. - Powiedziała dziewczyna. - Nie chce wisieć przy suficie u Filcha.
- Ja też nie. - Uśmiechnął się Regulus. - Może cię odprowadzę ? - Zaproponował.
- Nie dzięki, chyba potrafię sama trafić do swojego pokoju. - Powiedziała niepewnie Rey.
- Szkoda, chciałbym jeszcze trochę z tobą spędzić czasu. - Odezwał się smutno.
- Przecież nie odchodzę na zawsze, tylko na parę godzin. - Zaśmiała się cicho.
- Ale przecież...- Zaczął chłopak.
- To cześć. - Pożegnała się i znikła w mrokach zamku.
- Nie pokazałaś mi tych swoich sztuczek. - Dokończył powoli Regulus. Stał w miejscu jeszcze przez kilka minut. Ruszył się dopiero, kiedy usłyszał kroki Filcha.
     
                                                               ***
- Stary, gdzie ty się dzisiaj w nocy włóczyłeś ? - Harry zapytał rano, Regulusa.
- Cichoo. - Warknął ten drugi przykrywając głowę poduszką. - Ja chcę spać.
         Snape wrócił do dormitorium dopiero, kiedy już świtało
- Przykro mi, ale chyba ci to nie wyjdzie. - Zaśmiał się bliznowaty. - Za godzinę zaczynają się nam zajęcia.
- Coo, przecież jesteś niedziela. - Zdziwił się.
- Jasne, niedziela dla ciebie to zaczęła się już dwa miesiące temu i trwa nadal. - Harry nie przestawał się śmiać. - Chodź no.
- Nie, powiedz Damater, że jestem chory, albo coś w tym rodzaju. - Wyjęczał Regulus.
- Sam, jej powiedz. - Harry rzucił w niego poduszką. - Ja nie zamierzam się narażać. Jak będziesz gotowy to przyjdź do Wielkiej Sali.- Powiedział i wyszedł z pokoju.
        Do Snape powoli docierało, że będzie musiał wstać. Ospale zaczął się zbierać z łóżka.
        Kiedy dotarł na śniadanie, Harry był już w jego połowie i wesoło gawędził z Ginny.  Usiadł obok na przeciwko nich, wziął kanapkę z talerza i zaczął przysłuchiwać się rozmowie przyjaciół.
- Ginn, jak ona się czuje ? - Zapytał Harry.
- Kto ? - Weasleyówna udała głupią.
- Dobrze wiesz kto. - Zaperzył się Harry. - Hermiona.
- Nie znam takiej osoby. - Odpowiedziała ostro Ginny. - Ta Hermiona, którą ja znałam nigdy by nie zdradziła mojego brata. Teraz jej miejsce zajmuje jakaś skończona idiotka. Wiesz, że ona wczoraj próbowała mi nawet się tłumaczyć. - Spojrzała z oburzeniem na cichego jak dotąd Regulusa. - Jakby dało się wytłumaczyć to co zrobiła.
- Ginny, a co jeżeli ona ma racje i Draco naprawdę to zaczął ? - Przerwał jej Harry.
- Ty jej wierzysz ? - Wkurzyła się Ginny. - MAM ROZUMIEĆ, ŻE WIERZYSZ TEJ KŁAMLIWEJ SZMACIE ?! - Parę osób, aż się odwróciło.
- Uspokój się. - Wybranie starał się przywołać ją do porządku. - Wszyscy nas słyszą.
- I bardzo dobrze, że słyszą. - Odburknęła. - Niech wszyscy się dowiedzą jaka ona jest.
- Ginny zachowujesz się jakby to ona ciebie zdradziła. - Odezwał się wreszcie Regulus. - Nie chce bronić Hermiony, wiem jak się zachowała, ale może zostawmy to sprawę Ronowi.
- Ty też ? - Rudowłosa spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Myślałam, że chociaż ty mnie zrozumiesz.
- Panno Weasley czy mógłbym wiedzieć dlaczego tak krzyczysz ? - Za ich plecami usłyszeli głos Slughorna. - W naszej szkole nie tolerujemy takiego zachowania, niechno tylko Minerva się dowie. Gryffindor traci piętnaście punktów i radziłbym się pannie już uspokoić bo inaczej poniesie pani większe konsekwencje niż tylko utrata punktów. Zrozumiano ?
- Ale.. - Zaczęła zdezorientowana Ginny.
- Pytam się czy zrozumiano ? - Zapytał Slughorn dobitniej.
- Tak. - Wymamrotała. - Niby ciekawe jak McGonagall miałaby się dowiedzieć, skoro nie ma jej w szkole już od paru tygodni. - Dodała, kiedy profesor odszedł od nich na bezpieczną odległość.
- Ginn daj już spokój. - Powiedział Harry.
- Jak wy mnie nie chcecie słuchać, to idę do Luny. - Wstała i poszła w stronę krukonów.
        Przyjaciele przez chwilę siedzieli w milczeniu. Regulus uznał, że zawartość jego kanapki nagle stała się o wiele ciekawsza niż przed chwilą. W końcu Harry przerwał krępującą ciszę.
- To nie jest tak, że ja bronię Hermiony, ale to jest zbyt poważna sprawa żeby kłamała. - Zaczął. - Znam Hermionę i wierzę, że ta sytuacja wyszła wbrew jej woli.
- Nie wiem Harry, proszę skończmy już ten temat. - Powiedział powoli Regulus. - Zaraz zaczynają się lekcje, a mam do ciebie pewną rzecz.
         Wybraniec spojrzał na niego pytającym wzrokiem, ale milczał.
- Widzisz dzisiaj w nocy byłem w kuchni i spotkałem pewną skrzatkę - Mrużkę. Ona zachowywała się bardzo dziwnie, płakała, pomyliła mnie z tobą.
- Mrużkę wyrzucił z pracy taki jeden urzędnik z ministerstwa podczas ostatnich mistrzostw świata w quidditchu. Myślałem, że się już otrząsnęła. Chociaż w sumie przedtem pomagał jej Zgredek.
- Zgredek ? - Zapytał Snape.
- Tak, Zgredek - wolny skrzat. - Uśmiechnął się Harry. - Długa historia.
- Kolejna - Mruknął jego przyjaciel.
- Co kolejna ? - Zapytał Okularnik. W tej chwili zadzwoniły dzwony na lekcje. Regulus machnął mu mu ręką na znak, że teraz to nie ważne.


          
             Na ulicy Pokątnej powoli świtało. Pierwsi sprzedawcy rozkładali już kolorowe szyldy mające zachęcić do kupowania ich produktów.      
             Czarna postać szybko przemykała się między budynkami. Zależało jej na czasie. Odliczała numery domów szukając tego jedynego. W końcu zobaczyła wciśniętą między dwie większe budowle kamienicę. Zapukała do czarnych drzwi. Postaci otworzyła starsza, pulchna czarownica w zielonej szacie.
- Tak ? - Zapytała uprzejmym tonem. 
- Dzień dobry, szukam Ronalda Weasleya, słyszałam, że tutaj mieszka. - Odpowiedziała dziewczyna.
- A tak, tak pan Weasley mieszka na drugim piętrze. - Uśmiechnęła się czarownica. - Maggie Joke. - Przedstawiła się. - A panienka to ? 
- Hermiona Granger, jestem ... - Hermiona nie wiedziała co powiedzieć. Kim była dla Rona ? - Jestem przyjaciółką Rona.
- A Ronald bardzo dużo mówił mi o pani. - Rzekła czarownica z uznaniem. - Przychodził tu codziennie po pracy remontować mieszkanie, czasami zajrzał tu do mnie to żeśmy  porozmawiali sobie nad herbatką.
- To bardzo miło z jego strony. - Hermiona się uśmiechnęła. - A on jest teraz w domu ?
- Tak, nigdzie nie wychodził. - Potwierdziła czarownica. - Wczoraj przyszedł bardzo późno, wyglądał na bardzo zasmuconego. 
- To mogę do niego zajrzeć ? - Zapytała nieśmiało Granger. 
- Oczywiście, dziewuszko. - Czarownica podeszła do wielkiej szafy stojącej w samym rogu pomieszczenia, wyjęła klucze i podała Hermionie. - Pan Weasley na pewno bardzo się ucieszy.
- Nie sądzę - Powiedziała cicho dziewczyna. - Bardzo pani dziękuje. - Dodała głośniej.
              Dom wydawał się być bardzo stary. Miał około czterech pięter. Na każdym mieściło się jedno mieszkanie. Kiedy doszła na drugi poziom zawahała. co jeżeli Ron ją odrzuci. Może wcale nie będzie chciał jej widzieć. W przypływie odwagi zapukała do drzwi. Nikt nie odpowiedział, więc wcisnęła klucz w zamek i delikatnie przekręciła.
               Weszła do jasnego  i dużego pomieszczenia połączonego z czystą kuchnią. Pośrodku stały dwie duże kanapy. Na jednej z nich spał on. Ron. Serce zabiło jej bardziej na jego widok. Miała ochotę podejść i się do niego mocno przytulić. Potrzebowała go i wiedziała, że musi o niego walczyć.
               Postanowiła się przejść po mieszkaniu. Zajrzała do malutkiej, już prawie zrobionej łazienki.
Obok toalety były jeszcze jedne drzwi. Prowadziły one do ich sypialni. Malutka w porównaniu z salonem, ale była bardzo przytulna. Znajdowało się tam jedno dużo łoże małżeńskie, dwie małe etażerki i komoda. To co jednak najbardziej zdziwiło Hermionę, to ściany. Wisiało na nich pełno ich wspólnych zdjęć. Największe z nich przedstawiało Ron, która głaskał śpiącą dziewczynę po włosach. Było tam też wiele fotografii Harry'ego i Ginny. 
                Z pokoju obok zaczęły dobiegać odgłosy. Kiedy weszła do niego weszła zobaczyła, że Ron już wstał. Siedział i wpatrywał się tępo w ścianę. 
- Dlaczego ? - Zapytał. - Co takiego, źle zrobiłem, że postanowiłaś mnie zdradzić.
- Posłuchaj mnie, już ci mówiłam, że to nie było tak. - Zaczęła.
- Nie teraz to ty mnie wysłuchaj. - Warknął Weasley. - Kochałem cię, pomyśl miałem tutaj tyle okazji żeby, żeby móc to zrobić. Ale nie ja cały czas tutaj na ciebie cierpliwie czekałem. Nie spodziewałem się. Jeszcze, jeszcze z nim. Zrozumiałbym gdyby z Harrym. Zawsze mnie przysłaniam. Jezu co ja w ogóle gadam. Zrozumiałbym. Nie, ale może chociaż miałbym trochę więcej tolerancji.
- Ron, proszę. - Powiedziała cicho.- Ja cię wysłuchałam, teraz ty daj mi się wypowiedzieć.
- Słucham. - Chłopak był aż za bardzo spokojny.
- Ostatnio trochę się zakolegowałam z Malfoyem.
- Widziałem. - Prychnął.
- Nie, nie o to mi chodzi. Połączyła nas pewna sprawa. Wtedy w Hogsmeade, nie chciałam wchodzić do sklepu, ponieważ jestem pokłócona z Regulusem. - Zaczęła mówić, jąkając się Hemiona. - Spotkałam wtedy Dracona. Jakoś tak zaczęliśmy gadać ze sobą, a on potem zaproponował, że postawi mi picie. Kiedy siedzieliśmy na tamtej ławce on zaczął opowiadać mi o swojej przeszłości. Nie wiedziałam, że chcę mnie pocałować. Złapałam go za rękę i on to wykorzystał. - Hermiona zaczęła płakać. Łzy pociekły po jej policzkach. - Błagam Ron uwierz mi ja naprawdę mówię prawdę. - Objęła mocno chłopaka. Nie odwzajemnił gestu, ale również jej nie odepchnął.  - Ron, powiedz coś. 
- Hermiono, nie wiem co mam o tym myśleć. Proszę daj mi na razie spokój, ja muszę się nad tym zastanowić.
- Ale...
- Daj mi spokój i wracaj do Hogwartu !
- Nie, nie mogę !
- To nie wracaj, ale mnie zostaw w spokoju. - Wycedził, odsunął się od niej i teleportował. Hermiona złapała go w ostatniej chwili za rękę.
                Pojawili się przed Norą. Z domu wyszła Pani Weasley.
- Ron, wreszcie jesteś. Przecież prosiłam, żebyś dzisiaj był wcześniej. O witaj Hermiono. - Przywitała się ciepło. Dziewczyna wywnioskowała, że matka Rona jeszcze nie o ich kłótni. - Nie wiedziałam, że będziesz. Dziecko dlaczego nas nie uprzedziłeś. - Zganiła syna.
- Sam też nie byłem o tym uprzedzony. - Powiedział cicho i spojrzał Hermionie w oczy. - Ale cóż tak jakoś wyszło. - Dodał widząc zdziwione spojrzenie matki.
- No trudno, na szczęście zawsze robię trochę więcej jedzenia. - Ucieszyła się seniorka. - Wejdźcie.

                                             ***
- Hermiono wszystko w porządku ? Czy coś się stało ? - Dopytywała się pani Weasley po skończonym śniadaniu. Dziewczyna zaoferowała swoją pomoc przy sprzątaniu. - Wcale się do siebie nie odzywacie, a jak już to tak dyplomatycznie. - Jej głos aż ociekał troską.
               Granger zastanowiła się czy wyznać prawdę. Bała się reakcji Molly. Jeszcze nie zapomniała jej reakcji z czwartej klasy.
- Nie nic takiego, proszę pani. - Skłamała z uśmiechem. - Pokłóciliśmy się o kolor ścian w sypialni. Ja wolałabym niebieski, a Ron upiera się na beżowy.
- A rozumiem. - Pani Weasley trochę się uspokoiła. 
- Mamo bardzo ci dziękujemy za śniadanie, ale musimy już lecieć. - Podszedł do matki i ją objął. - Muszę jeszcze podrzucić Hermionę na zajęcia.
- Tak, bardzo dziękuje za posiłek. - dziewczyna się zerwała i również przytuliła Molly.
- Uważaj na siebie. - Rzucił na odchodne Ronald.
                     Wyszli, a pani Weasley już trochę spokojniejsza zajęła się sprzątaniem.

***

Mogę wiedzieć co to miało znaczyć ? - Zapytała Hermiona, kiedy wyszli z kuchni. - Mam rozumieć, że przed twoimi rodzicami udajemy szczęśliwie zakochanych ?
- Nie. - Odparł chłopak ze stoickim spokojem.
- Powiesz im prawdę ?
- Nie.
- Wybaczysz mi ?
- Nie.
- Zdecyduj się ! - Krzyknęła. - Dlaczego nie możesz mi powiedzieć co i jak.
- Ponieważ ja też mam uczucia, Hermiono i też potrzebuję chwili by to ogarnąć. - Ron nadal był spokojny. - Straciłem do ciebie zaufanie. 
- Rozumiem. - Mruknęła Granger ze zrezygnowaniem, choć w głębi duszy nadal niezbyt wiedziała o co mu chodzi.. - Nie będę już naciskać, tylko proszę obiecaj mi, że poinformujesz mnie o ostatecznej decyzji.
- Chodź. - Powiedział rudzielec ignorując jej wcześniejszą wypowiedź. Złapał ją mocno za rękę i razem osunęli się w ciemność. 
            Zanim się spostrzegli pojawili się w Hogsmeade. O tej porze wioska była jeszcze opustoszała.
- Odprowadzisz mnie do zamku. - Zapytała z nadzieją.
- Nie mogę, śpieszę się. - Stwierdził Ron bez emocji. - Cześć. - Zniknął.
            Samotnie szła do szkoły, a zimny wiatr smagał jej twarz. Mimo tego nie było jej zimno. Przez chmury wyszło słońce, które ją ogrzewało. Pomimo wszystkiego, Hermiona wciąż miała nadzieję, że wszystko się ułoży i będzie tak jak dawniej.

- Ojcze, czy mogę wiedzieć po co ci do twojego planu Granger ? - Zapytał Draco.
            Znajdował się razem z seniorem jego rodu w małym pomieszczeniu przylegającym co celi. Siedzieli razem przy stole. Jego ojciec spoglądał co jakiś czas na lustro weneckie znajdujące się w rogu pokoju.
- Draconie czy wiesz jak powstało zaklęcie uśmiercające. - Lucjusz jakby nie słysząc syna, odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Tak, w dziewiętnastym wieku wiele czarownic zostało ujawnionych. - Powiedział chłopak. - Byli poddawani torturom, ponieważ mugole bali się ich. Właśnie wtedy wymyślono Avadę, by złapani czarodzieje mogli oszczędzić sobie bólu. Między innymi to po tym wydarzeniu ustalono zasady tajności.
- I tak i nie. - Westchnął Lucjusz. - W tym czasie przypomniano sobie to zaklęcie. Tak naprawdę wymyślił je Leonard Staff w epoce renesansu. Pomyśl jak pełen nienawiści mógł być czarodziej, który wymyślił zaklęcie uśmiercające. Gorszy niż Grindelwald, ba niż Czarny Pan. Leonard został brutalnie zabity przez mugola, który współpracował z czarodziejem. 
- Ty zamierzasz go wskrzesić. - Draco spojrzał z niedowierzaniem na ojca. - Ale nadal nie rozumiem po co ci szlama.
- Widzisz mój drogi chłopcze i tu dochodzimy do drugiej części historii. - Uśmiechnął się Malfoy, jego oczy pozostały jednak zimne. - W czasie gdy pracowałem dla Voldemorta, jeszcze przed jego pierwszym upadkiem, dowiedziałem się, że można zrobić eliksir, który przywróci takiego człowieka do życia. Jest tam jednak jednak rzecz, którą trudno zdobyć. Krew. Krew dwóch ostatnich przedstawicieli rodu. Jedną osobę już znalazłem wiele lat temu. Bardzo dobrze się ukrywała Yennefer Damater, bardzo dobrze. Ale w końcu ją znalazłem. Nawet nie uwierzysz jakie było moje szczęście, kiedy dowiedziałem się, że mam jej córkę prawie pod nosem.
              Draco potrzebował chwili by przetrawić słowa ojca. To przecież niemożliwe, żeby ona nią była.
- Uważasz, że to właśnie Granger jest córką Yennefer. ?
- Tak.
- Ale jak to możliwe, przecież ona ma rodziców mugoli. - Zapytał z niedowierzaniem.
- Jest adoptowana. - Powiedział Lucjusz. - Odkryłem to parę miesięcy temu. Osoba, która ją ukrywała bardzo porządnie to wszystko zatuszowała. 
- Ależ tato, to nie może być prawda. - Chłopak zaczynał panikować. Znał Hermionę od paru lat i nigdy by nie powiedział, że pochodzi z rodu jeszcze starszego niż jego własny. Nie mógł też zrozumieć  dlaczego jego ojciec chce wskrzesić prawdopodobnie jednego z najgroźniejszych czarodziei na świecie. Czy zapomniał już ile zła wyrządził ich rodzinie Czarny Pan. On sam, Draco  prawie stracił życie.
- Zrozum synu. To wszystko, ta kryjówka, twoja gra, porwanie. - Wskazał na lustro weneckie, gdzie pojawił się obraz trzech wymizerowanych osób. Dwie z nich zemdlały, jedna usiłowała się podnieść, ale kiedy tylko to zrobiła dostała zaklęciem oszałamiającym i natychmiast dołączyła do pozostałych. - To wszystko ma na celu tylko jedną rzecz. Sprowadzić tutaj najmłodszą z niesławnego rodu Staffów. Teraz, skoro już znasz prawdę muszę wiedzieć Draconie. Czy zechcesz do mnie dołączyć ? Razem dokonamy wielkich czynów. - W jego oczach zabłyszczało coś jakby szaleństwo.
                Draco nie chciał się na to zgodzić, ale wiedział, że to jedyny sposób żeby przeżyć. Jego ojciec nie musiał dodawać "inaczej poniesiesz tego konsekwencje" było to oczywiste, dawało się wyczytać z tonu jego głosu.
- Oczywiście ojcze. - Zgodził się chłopak niepewnie, po czym zmusił się do uśmiechu.
                             




1 komentarz:

Layout by Alessa